środa, 25 stycznia 2012

manhattan, fluid

ostatnio szperałam po internecie i natrafiłam na nową farbę garniera! szkoda, że jeszcze nie ma jej w sklepach, bo na pewno wypróbuję.

a teraz o fluidzie, który kupiłam pod namową pani pracującej w naturze.
niecierpię jej po dziś dzień a moje ponad 20 złotych zostało splamione.
kupiłam ten fluid na prawdę bardzo dawno, widziałam, że jeszcze jest w sklepach.
niestety nie dodam zdjęć, ponieważ blogger nie chce mi wczytać okna z przesyłaniem, nie wiem dlaczego.
Manhattan, perfect cover make up,sand 22komletna beznadzieja, prosiłam o jasny kolor a dostałam obrzydliwą pomarańczę, do tego podkreślającą skórki, także bez pożądnego peelingu ani rusz, fluid dodatkowo ciemnieje na twarzy... pozostawia smugi, myślę, że zapycha, ilekroć go używałam wyskakiwały mi takie wielkie, bolące gule.
wydajny to może i jest i niby kryje całkiem, całkiem, ale efekt maski w jego przypadku jest dodatkowo spotęgowany.
kompletnie odradzam, polecam za to sięgnąć po cienie z rimmela.

pozdrawiam,
cherry mama.

mam nadzieję, że następny post będzie już ze zdjęciami, blogger się naprawi i będę mogła zaktualizować tego posta.

1 komentarz: